Opcja fiskalna

Nie ulega wątpliwości, że w najbliższych kwartałach znacząco wzrośnie emisja długu
publicznego.

Trudno. Chyba nie ma wyjścia i trzeba zwiększyć deficyt budżetowy. Większość krajów rozwiniętych już od kilku miesięcy znajduje się w fazie ostrej recesji. Jednocześnie stopy procentowe osiągnęły lub niedługo osiągną poziom, który sprawi, że tradycyjna polityka pieniężna przestanie działać. Nie ma bowiem możliwości obniżania stóp procentowych poniżej zera.

Co prawda ktoś mógłby powiedzieć, że bank centralny może zawsze wydrukować dodatkowy pieniądz i po prostu rozdać poprzez, na przykład, wykupienie długu publicznego, ale wszystko wskazuje na to, że całkowita destrukcja aktywów w funduszach inwestycyjnych skierowałaby ten dodatkowy, i tak już zresztą pusty, pieniądz na zasilenie oszczędności, skąd już bardzo prosta droga do scenariusza japońskiego z lat go. ubiegłego wieku. W tym kontekście nie warto już chyba ekscytować się obniżką stop przez Bank Anglii o 150 punktów bazowych czy przez Rezerwę Federalną o 50 pb.

Wygląda na to, że bez znaczącego zastrzyku ze strony polityki fiskalnej się nie obędzie. Co więcej, będzie to prawdopodobnie wielkie luzowanie budżetowe przy wsparciu banków centralnych, co przecież tak często się nie zdarza. Zwróćmy bowiem uwagę, że dodatkowy impuls fiskalny ma w obecnej sytuacji charakterystykę opcji. Z jednej strony, jeśli uda się rządowi wyciągnąć kraj Z recesji, to potencjalne zyski będą olbrzymie.

Wystarczy chociażby przypomnieć, że wiele rządów ma obecnie znaczące udziały w bankach, za które zapłaciły cenę, którą przynajmniej w niektórych przypadkach można uznać za zaniżoną. Zatem w razie poprawy sytuacji udziały te zostaną ponownie sprywatyzowane z potencjalnie dużym zyskiem. Z drugiej strony, jeśli nie uda się uniknąć bardzo głębokiej recesji, to koszt wynikający z przeprowadzonego luzowania polityki fiskalnej będzie na dalekim miejscu w hierarchii zmartwień rządu.

Z punktu widzenia banku centralnego sytuacja wygląda również zaskakująco dobrze. Gdyby bowiem okazało się, że rząd przesadzi z obniżkami podatków, dotacjami dla przedsiębiorstw czy gwarancjami kredytów, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w perspektywie 1-2 lat stopy procentowe zostały podniesione. Co to oznacza dla rynków finansowych?

Po pierwsze, nie ulega wątpliwości, że w najbliższych kwartałach znacząco wzrośnie emisja długu publicznego. Biorąc pod uwagę nieuchronny spadek inflacji w większości krajów rozwiniętych, nie będzie to jednak zbyt drogie rozwiązanie dla rządów. Po drugie, spodziewajmy się dalszego rozszerzania zasięgu programów mających na celu wyeliminowanie toksycznych aktywów z systemu finansowego. Rządy będą skupować już nie tylko obligacje zabezpieczone hipotecznie, ale też te związane z długami z kart kredytowych czy leasingu samochodowego. Po trzecie wreszcie, należy oczekiwać jeszcze bardziej stromych krzywych dochodowości, bo przecież życie na kredyt (tym razem fiskalny) musi się kiedyś skończyć.

Czy zatem w obliczu zbliżającego się spowolnienia Polska powinna obrać ten sam kierunek? Naszą sytuację komplikują, niestety, plany przystąpienia do strefy euro. Nadzieje polityków jakoby Komisja Europejska zechciała poluzować kryteria fiskalne, mogą okazać się na wyrost. Jednak pamiętajmy, że Polska ma trochę zapasu jeśli chodzi o kryterium długu publicznego, co mimo wszystko pozwala na bardziej aktywną postawę. Nie wydaje się również, żeby zmiana założeń makroekonomicznych na 2009 r. w połączeniu ze zwiększeniem oczekiwanego deficytu do 3 procent produktu krajowego brutto (lub nawet nieco wyżej) miała znacząco zaszkodzić wizerunkowi Polski Owszem, doprowadzi to do zwiększenia zadłużenia i wzrostu rentowności, ale jak wspomniałem powyżej jest to niewielki koszt w stosunku do ceny, którą przyszłoby nam zapłacić, gdyby sytuacja gospodarcza wymknęła się spod kontroli Dodatkowo pamiętajmy, że większość naszych partnerów handlowych będzie znacząco wspierać swoje gospodarki

Gospodarka wolnorynkowa przeżywa obecnie wielki kryzys, a trudne czasy wymagają zdecydowanych działań. Przecież jeszcze rok temu nikt nie spodziewał się, że będziemy musieli jednocześnie sięgnąć do dwóch rozdziałów z książek napisanych przez Johna Maynarda Keynesa – tego o impulsie fiskalnym i tego o pułapce płynności.

Bartosz Pawłowski, Parkiet

Komentarze

Skomentuj