Inflacja niższa dzięki spadającym cenom paliw
Grudniowe dane o inflacji okazały się zgodne z przewidywaniami rynku. Ekonomiści spodziewają się teraz kolejnych cięć stóp procentowych
W grudniu 2008 r. ceny wzrosły o 3,3 proc. rok do roku, wobec 3,7 proc. w listopadzie – podał w środę Główny Urząd Statystyczny. Inflacja była więc zgodna z oczekiwaniami ekonomistów. Resort finansów – którego obliczenia są ważną wskazówką dla rynku – szacował wcześniej, że ceny wzrosły w grudniu o 3,4 proc.
Zaważyły paliwa
– Główną przyczyną był spadek cen paliw o 9 proc. w skali miesiąca – tłumaczy Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Była to największa zniżka od 10 lat.
Ekspertów zaskoczył natomiast nieznacznie większy od przewidywanego roczny wzrost cen żywności (do 3,2 proc. wobec 2,9 proc. w listopadzie). Wynikało to z większego niż przewidywany wzrostu cen tłuszczów roślinnych, mięsa wieprzowego, warzyw i ryb.
RPP jednak obniżyła stopy
Chociaż wielu ekonomistów radziło bankowi centralnemu, by szybko obciął stopy, mało kto wierzył, że tak się stanie.
Od dziś główna stopa NBP wynosi 5,75 proc. To pierwsza obniżka stóp w Polsce od dwóch i pól roku. Jeszcze w pierwszej połowie 2008 r. RPP dokonała czterech podwyżek stóp.
W ankiecie, jaką „Parkiet” przeprowadził wśród analityków rynkowych przed kilkoma tygodniami, tego, że Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe już na listopadowym posiedzeniu, spodziewały się tylko dwa banki. Zdecydowana większość analityków twierdziła, że szybkie poluzowanie polityki pieniężnej miałoby sens. Wskazywano jednak, że RPP prawdopodobnie uzna, że jest jeszcze za wcześnie nacięcie stóp. Co przekonało radę do dokonania obniżki?
Rzucanie grochem o ścianę
Po raz ostatni piszę o silnym złotym i jego negatywnym wpływie na gospodarkę. Po raz ostatni dlatego, że po prostu zniechęciłem się. Nawet koledzy analitycy wydają się nie popierać moich tez
Dla spokoju sumienia warto to jednak zrobić. Bezpośrednim impulsem zmuszającym mnie do wzięcia się za bary z tematem były wydarzenia z polowy lipca. Wtedy to Katarzyna Zajdel-Kurowska, wiceminister finansów, powiedziała w jednym z wywiadów, że nie będzie „żadnych” interwencji w celu osłabienia złotego. Pomyślałem sobie, że po prostu coś się pani minister wypsnęło. Jednak w kolejnych dniach coś bardzo podobnego powiedział premier Donald Tusk, a po nim wicepremier Waldemar Pawlak. Szczególnie zdziwił mnie Waldemar Pawlak, który (jak mi się do tej pory wydawało) doskonale rozumie to, co dzieje się na rynkach finansowych.
Przemyślane działanie?
Stwierdziłem, że to nie przypadek, a raczej skoordynowana akcja. Akcja, która najwyraźniej ma na celu jeszcze większe umocnienie złotego. Można to porównać do sytuacji, w której ochrona informuje wszem wobec, że o konkretnej godzinie będzie spała, podczas gdy w chronionym obiekcie nie ma alarmu, wiec złodziej może spokojnie wszystko wynieść. Przecież można nie interweniować, jeśli uważa się, że nie ma takiej potrzeby, po co jednak o tym głośno mówić? Ciągłe mówienie o obrzydzeniu do interwencji spełnia rolę słownej interwencji umacniającej naszą walutę. Zbyt szanuję rząd, żeby podejrzewać, że wypowiedzi jego członków są przypadkowe. Nie bardzo jednak rozumiałem, dlaczego chce on dalszego umocnienia złotego. Jeden z dziennikarzy powiedział mi: „Nie rozumiesz? Przecież chodzi o to, żeby mocny złoty obniżył cenę paliw i wtedy apele o redukcję akcyzy staną się bezprzedmiotowe”.