Na GPW znów rośnie apetyt na ryzyko

W ciągu 60 tygodni od dołka z lutego 2009 r. WIG zyskał na wartości ponad 100 procent. Straty z wcześniejszej bessy udało się odrobić w połowie.

Głód inwestorów na ryzykowne aktywa pozostaje na razie niezaspokojony. Groźba niewypłacalności Grecji spowodowała lekkie tylko jego przytępienie, które na warszawskiej giełdzie objawiło się pierwszą od prawie roku korektą – w jej trakcie WIG stracił przynajmniej 10 proc. (dokładnie – 10,3 proc.). Indeks rośnie znacznie szybciej niż na początku największej hossy w historii GPW (2001–2007). W listopadzie 2002 roku, również w 60. tygodniu po zbudowaniu dołka, indeks dopiero kończył głęboką korektę pierwszej fali wzrostowej i rozpoczynał właściwą hossę.

Również na tym samym etapie wcześniejszej hossy (1995–1997) rynek miał za sobą mocną przecenę. Czy odłożenie w czasie spadku, który z reguły jest ważnym elementem budowania długoterminowego trendu wzrostowego, sprawi, że kiedy się już pojawi, będzie znacznie głębszy od oczekiwań, czy może tym razem kursy odrobią straty po bessie praktycznie bez żadnego przystanku?

Doświadczenia rynków zagranicznych pokazują, że także to drugie rozwiązanie, choć wydaje się mało prawdopodobne, jest możliwe. Z 68 państw, dla których MSCI Barra wylicza indeks rynku akcji dostatecznie długo, żeby obejmował szczyt z 2007 r., cztery odrobiły już straty po bessie w całości. Na razie to mniej znaczące rynki: Chile, Izrael, Kolumbia, Tunezja.

Lista krajów, których indeksy MSCI Barra potrzebują w połowie kwietnia mniej niż 20-proc. wzrostu do przekroczenia szczytów z 2007 lub 2008 r., obejmuje Brazylię, Indonezję, Kazachstan, Koreę Południową, Malezję, Meksyk, Peru, RPA, Tajlandię, Turcję, Sri Lankę i Wielką Brytanię. Kłopot naszego rynku polega na tym, że w poszukiwaniu zysków inwestorzy w pierwszej kolejności zaglądają do Ameryki Łacińskiej i Azji Połud­niowo-Wschodniej.

Komentarze

Skomentuj